poniedziałek, 8 października 2012

Rozdział pierwszy.


   
   Minęło 11 lat od felernych wakacji, podczas których straciłam wszystko co kochałam najbardziej. Przez te jedenaście lat nie działo się nic. Byłam świadkiem tego jak moja mama załamuje się, zaniedbuje mojego nowo narodzonego brata, odbierają jej prawa do opieki nad dzieckiem. Życie mojej mamy jest podobnie zrujnowane do mojego. Straciłam swoją miłość. Teraz przyznaję się do tego otwarcie, kochałam go. Nie ukrywam tej myśli, bo nie mam poco, Luke i tak nie wróci. Jak on tak i moja przyjaciółka. I Dawn. Dawn, która zmieniła mnie w wampira, nie wiadomo czemu.
   Straciłam ojca i siostrę. Obaj zostali zabici przez moją głupotę. Nie żyją. Są martwi. Przez jedenaście lat błąkałam po lesie w ludzkim, ślimaczym tempie wlokąc za sobą nogi, które wydawały mi się być jak z ołowiu. Przeklinałam skiśnięte mleko w campingowej lodówce. Wróciłam tam i rozwaliłam przeklętą przyczepę. I po co mi to było? Pomogło? Wcale. Od jedenastu lat szukam Luke'a, na nic, oczywiście. Musiał uciec na drugi koniec świata, bo inaczej nie mogę sobie wyobrazić tego co się z nim stało, ani powodu dlaczego tak się stało. Krążąc po zimnych i niedostępnych częściowo dla ludzi lasach Alaski nie pozostaje mi nic jak załamać ręce, albo jakimś cudem popełnić samobójstwo. Co by się wtedy stało z moją duszą? Pewnie smażyłaby się w piekle. Wszystko mi jedno, Jestem pusta w środku. Jedyne co we mnie siedzi to tęsknota zżerająca mnie od środka. Brak mi ciepłego ciałka mojej siostry. Teraz miałaby pewnie z siedemnaście lat... Moje ciało stanęła na szesnastce i dalej nie śmie rosnąć. Smutne? Nie, nie wydaje mi się.
   Siedzę sobie teraz na jednym pniu mając na sobie przetarte od jedenastu lat jeansy, stary T-shirt i totalnie rozwalone trampki. Wzdycham ciężko. Właśnie dzisiaj do mojego niedorozwiniętego jak na wampira umysłu dotarło, że wypadałoby coś z tym zrobić. Może źle szukałam, może za mało się starałam?
- Nie znajdziesz go w lesie! - krzyknęłam na głos aż parę ptaków z przerażeniem wzbiło się do lotu.
   On prowadzi normalne życie, a przynajmniej pewnie się stara. Nie to co ja - łażę po lesie użerając się nad swym losem okrutnym losem i beznadziejnym życiem. Zabijam wilka. Wypijam jego krew i zostawiam na pożarcie innym dzikim zwierzętom. Obtarłam zewnętrzną częścią dłoni krew, która pozostała na wargach. Nie jestem zadowolona z tego co robię, ale nie mam wyjścia.
   Mam u niego dług wdzięczności. Muszę go znaleźć, bo zrozumiałam, że szukałam niezbyt uważnie. Poszłam jego tropem, pierwszy raz stąpając zniszczonymi trampkami po betonie. Ludzie patrzyli na mnie jakby w życiu nie widzieli wampira, który spędził w lesie jedenaście lat! Minęłam wystawę sklepową i zobaczyłam swoje odbicie. Pierwszy raz od tak długiego czasu. Wyglądałam naprawdę źle. Jakby ktoś się nade mną znęcał, bił mnie i mimo tego, że wampirzy jad zrobił ze mnie piękność to nikt na to nie zwróci uwagi pod tą warstwą brudu. Zrozumiałam przerażenie ludzi. Stanęłam na wprost szyby z moim odbiciem. Na poszarpanej bluzce były widoczne plamy krwi. Włosy były w całkowitym nieładzie. Widzę siebie pierwszy raz po przemianie. Jaskrawoczerwone oczy i nienaturalnie gładkie rysy nie były tak widoczne przy  wadach spowodowanych jedenastoletnim pobytem w lesie. Nie mam domu, nie mam mieszkania. Nie mam też dostępu do bieżącej wody.
- Bezdomna - mówię cicho pod nosem. Zadrżałam mimowolnie po usłyszeniu brzmienia tego słowa. Weszłam w ciemne zaułki. Jeśli chcę zebrać się do kupy potrzebuję pieniędzy. Musiałabym kogoś napaść. Minęłam paru dresiarzy, ale nie są oni za pewne zbyt wartościowi. Idzie. Lśniące włosy w kolorze jasnego blondu sięgające do pasa, długie nogi, futro z autentycznego lisa. Zamarłam. Rozpoznałam w jej kogoś, kogo nienawidzę całym sercem. To jej jad zniszczył mnie od środka. To jej jad sprawił, że On się ode mnie odsunął. To ona kiedyś zawładnęła jego sercem. Dawn. Obróciłam się o 180º i uciekłam. Nie mam pojęcia, czy mnie widziała, czy też nie. Była ona ostatnią osobą, którą byłam w stanie obrobić. Zaszyłam się za następnym budynkiem i zasapałam. Przede mną miała miejsce szkoła kształcąca licealistów.
- Luke! - krzyknęła zgrabna brunetka i rzuciła się chłopakowi na szyję. Początkowo nie wierzyłam. Podeszłam do kraty żeby mieć bliższą styczność z jego zapachem. Nie zmienił się. Mimo euforii jaką wywołała u mnie jego obecność pozostaje zmartwienie. Kim jest ta dziewczyna? Przyjrzałam jej się uważnie mało nie rozwalając dzielącego nas ogrodzenia. Miała przecież takie znajome oczy... Jej ruchy i jej głos. Przez chwilę myślałam, że... ale nie. To nie możliwe.
- Gdzie idziemy, Elz? - słyszę jego głos. Ostatnie słowo wprawiło mnie w paraliż, bo zrozumiałam, że przez te jedenaście lat moja rzekomo nieżyjąca siostra przerodziła się w istną piękność.